Scena pierwsza
Występują: Amina, Zibi, Piotrek, Spirik, Koń
Do dziś myślałam, że życie z Piotrkiem jest prawdziwym wyzwaniem. Już tak nie myślę. Po tym, co działo się tu przez kilka ostatnich dni, jestem już pewna, że nie ma nic bardziej wystawiającego na próbę siły NORMALNEGO człowieka, niż przebywanie przez 24 godziny, 7 dni w tygodniu na spalskim zgrupowaniu z siatkarzami. Familiadę byłam w stanie jakoś przeżyć, naprawdę. Ten ich chrzest, sąd, nawet najazdy Babki Samo Zło były do ogarnięcia. Ale to, na co właśnie spoglądają moje oczy, jest już totalnym przegięciem.- Zbyszek?
- Tak Malwino?
- Czy to jest…? To osioł?
- Iiii-aaaaaa! – odzywa się zwierzę.
- Cicho Spirik!
- KTO?!
- Spirik. Nie znasz?
- Wiem kto to jest, tylko… Zibi, dlaczego nazwałeś osła Spirik?
- Bo Spirik to osioł – wzrusza ramionami. Dla niego wszystko jest jasne jak słońce.
- Święto! Zibi, pierwszy raz się z tobą zgadzam! – dla mnie o dziwo też.
- Myślisz, że zachoruje jak mu dam czekolady?
- Eeee nie wiem, nie znam się na osłach – uśmiecham się głupkowato. Jak mu zrobi niespodziankę po tej czekoladzie, to…
- A papuga żre czekoladę? – dopytuje się dalej.
- Czasami tak, ale Zibi, papuga trochę różni się od osła.
- Eee tam! To ssak i to ssak! – błyska geniuszem.
Na szczęście nie muszę mu tłumaczyć, że jednak papuga to nie ssak. Ratuje mnie mój dzwoniący telefon. Widząc na ekranie imię brata, macham do Zbycha, wychodzę na korytarz iruszam w kierunku jego pokoju, w końcu to tylko kilka kroków. Otwieram drzwi bez pukania i drę się na samym wejściu:
- Czego dusza pragnie, braciszku!
- Nie tak głośno, Amina! – odsuwa słuchawkę od ucha – Bo słuch stracę. Możesz przyjść? – dalej nawija do telefonu.
- Piter odwróć się.
- Amina! Ale jak…?
- Teleportowałam się – szczerzę się – Ty też masz jakieś dziwne zwierzę w pokoju?
- Mam Konia!
- Ja pier…ekhem. CO MASZ?!
- Malwino, przedstawiam ci Konia! – podsuwa mi pod nos doniczkę z kaktusem.
- To kaktus jest.
- Tak.
- Więc czemu mówisz, że koń?
- To kaktus Koń.
- Boże! – podnoszę ręce do góry – Widzisz i nie grzmisz! Coście wy znów wykombinowali?
- Chodzi o to, żeby jak najdłużej utrzymać zwierzaka w pokoju.
- To dlatego Bartman przywlókł osła! – wołam odkrywczo, po czym mierzę brata wzrokiem – Piotruś, kochanie, ale kaktus to roślina nie zwierzę.
- No wiem przecież. Dlatego nazywa się Koń! Koń to nie roślina! To duże zwierzę! – mówi bardzo z siebie zadowolony.
Kręcę z politowaniem głową i wychodzę. Dochodzę do wniosku, że najbezpieczniej będzie w moim własnym pokoju. Za drzwiami zamkniętymi na klucz.
Scena 2
Występują: Ines,
Zibi, Spirik, Ziomek, Piter, Koń, tatko AA.
Stoję przed budynkiem ośrodka szkoleniowego, zastanawiając
się, co chcę dzisiaj robić, gdy ktoś zachodzi mnie od tyłu i całuje w policzek.
Uśmiecham się, gdy się odwracam i widzę Łukasza. Jego miękkie usta znajdują
moje, ale chwile rozkoszy przerywa krzyk mojego taty, który był na spacerze i
właśnie zbliża się ścieżką z lewej strony.
- Co tu
się wyprawia?! Łukasz, czemu całujesz Ines? Ines, dlaczego jesteś całowana?! –
chyba dostał furii.
- Tato,
nie twoja sprawa – prycham i natychmiast zauważam w tyle, za nim, Zibiego
prowadzącego osła. Krztuszę się własną śliną, a Bartman, gdy dostrzega tatę,
chowa się za rogiem.
- Co to
ma być, dlaczego się całowaliście?!
- Tak
wyszło.
- Spokojnie,
trenerze, bo dostaniesz palpitacji – mówi Łukasz, obejmując mnie w pasie.
-
JAKIEJ PALPITACJI?! JA JESTEM TAK KUREWSKO SPOKOJNY, JAK PIERDOLONYAUTOBUS
PEŁEN BUDDYJSKICH MNICHÓW! INES KAZAŁEM CI SIĘ NIE WIĄZAĆ Z ŻADNYM Z MOICH
PODOPIECZNYCH!
- Tato,
idź do doktora Sowy, bo dziwnie poczerwieniałeś – biorę go pod ramię i
odprowadzam do budynku. O dziwo nie stawia oporu, a gdy znika za rogiem,
podchodzimy z Łukaszem w miejsce, gdzie schował się Bartman.
Osiołek patrzy na nas, jakby nie ogarniał, co się dzieje.
Zajada sobie spokojnie marchewkę podawaną mu przez Bartmana i macha ogonem.
- Eeee
Zibi? Czemu karmisz osła? - pytam,
zastanawiając się nad sensem tego, co robię.
- Bo
mamy zakład, kto dłużej utrzyma zwierzątko w ośrodku bez interwencji twojego
taty – odpowiada. – Mam nadzieję, że nie podkablujesz.
- Czyli
topór wojenny zakopany? Nie, nie podkabluję. Jak się wabi?
-
Spirik – Łukasz parska śmiechem.
- Czemu
tak?
- Bo
Spirik jest osłem – odpowiada Żygadło tym razem.
- Piter
ma konia, będzie gorzej – cieszy się Bartman. – Koń jest większy.
-
Pewnie go nazwie Muserskiy.
Gdy Zibi odchodzi, by wprowadzić zwierzątko do ośrodka, my
idziemy do drugiego wejścia, które jest bliżej gabinetu taty. Wchodząc do
środka, zauważam Pitera z doniczką z kaktusem.
- Ines!
– cieszy się na mój widok. – Poznaj Konia!
- Koń…
Jak ładnie – uśmiecham się. – Wybacz, ale go nie pogłaskam, może kłuć.
I w tym samym czasie słyszę wrzask Zbyszka, odgłos kopyt na
schodach i dźwięk spadającego ciała. Z przerażeniem spoglądam w tamtą stronę,
jednak nie jestem pewna, czy chcę tam iść i sprawdzić.
- Co to
za hałas? – pyta tata, wychodząc z pokoju.
- Jaki
hałas?! – odpowiadamy całą trójką. – Nic nie słyszeliśmy.
-
Musiało mi się zdawać – wzrusza ramionami i idzie spać dalej, bo wkłada na oczy
przepaskę.
Podchodzimy do miejsca, w którym leży, jak się okazuje,
Zbyszek. My to znaczy ja i Łukasz, bo Piotrek sobie poszedł.
- Co
się stało? – pytam, spoglądając na osła, który leży i śpi.
-
Pośliznąłem się.
- O co?
- O
ogon osła, jak on się położył.
Scena trzecia
Występują: Amina, Winiar,
Andrea
Idę sobie korytarzem, a tu nagle zza
rogu wyskakuje na mnie jakieś dzikie zwierzę.- Malwinko, Malwinuś, kochanie ty moje! – wiesza się na mnie i patrzy na mnie z błagalną minką.
- Czego znów potrzebujesz, Winiarski?
- Spirik musi wyjść na spacer.
- Mam wam mapkę narysować?
- Nieee. Na korytarzu jest Anastasi.
- I co z tego?
- Musisz go wziąć!
- Już go biorę – szczerzę się głupkowato, mając na myśli zupełnie co innego niż Michał.
- EEj! Tylko bez takich. Takie rzeczy to tylko ze mną.
- Chyba w twoich snach – szturcham go, żeby się ode mnie odkleił – Macie pół godziny, dłużej chyba nie dam rady robić z siebie kretynki. Znikaj.
Michał salutuje, całuje mnie w czoło, zupełnie jak mój dziadek i biegiem rusza w stroną jaskini Zbycha. A mnie czego bojowe zadanie. Poprawiam więc to i owo i ruszam na podbój boskiego trenera. Na moje szczęście spotykamy się przy załamaniu korytarza. Udając ślepą idiotkę, wpadam na niego i ląduję na tyłku na podłodze.
- Aua – jęczę, trzymając się za kostkę. Bardzo pomysłowe to może to i nie jest, ale skuteczne na pewno.
- Amina! Wszystko dobrze?
- Kostka – syczę przez zęby – Boli.
- Soffa!
- Sofa?
- Doktor Soffa! Idziemy.
- Ale ja…
- No dalej, dalej, bo Pit mnie zastrzeli. Jego mała kochana siostrzyczka staranowana przez trenera!
- Ale mi…
- Bez marudzenia! Doktor zaraz sprawdzi, czy nóżka jest cała. Zrobi zimny okład, pomasuje, posmaruje… - nawija Andrea, pomagając mi podnieść się z podłogi.
- Okład to by mi się na dupę przydał – burczę do siebie pod nosem, posłusznie się mu poddając. Zaprowadzi mnie do doktora, a chłopaki w tym czasie wyprowadzą tego osła na spacer.
- Amina! – zatrzymuje się nagle, nasłuchując uważnie – Czy ja słyszałem jakieś zwierzę? Czy to osioł?
- Osioł to z Kurka jest. Taki ma sygnał przychodzącej wiadomości.
- Ale…
- Boolii! – przerywam mu, a on zapomina o wszystkim i obejmując mnie w talii prowadzi mnie do doktora Sowy.
A ja kątem oka widzę, jak Winiarski, Bartman i Ruciak ciągną Spirika w stronę wyjścia. Misja wykonana, chciałoby się powiedzieć.
- Winiarski, nie dopłacisz się. Oj nie dopłacisz…
No cóż... Mało Was tu...
Zrobimy tak: Jak pod tym odcinkiem nie będzie co najmniej 6 komentarzy, to nie będzie aktu XXII.
No jakoś trzeba sobie radzić.
Do napisania
Pozdrawiamy,
[T&T]