Akt I



                                                                     Akt 1
                                                                    Scena 1
                Występują: Malwina, Babka ze wścieklizną, Pomiot szatana vel Olek, Piotrek

        
     Stoję na parkingu, patrząc na otaczające ośrodek lasy. Gdzie on mnie przywiózł, do jasnej ciasnej?! To chyba gorsze, niż afrykański busz... Chociaż z drugiej strony cisza, spokój, czyste powietrze...
I nagle tę ciszę przerywa warkot samochodowego silnika, a czyste powietrze zanieczyszcza tuman kurzu spowodowany gwałtownym hamowaniem. Z samochodu wyskakuje starsza pani z pomalowanymi na różowo ustami i oczami mocno podkreślonymi czarną kredką, otwiera tylne drzwi i nurkuje we wnętrzu, wypinając w moją stronę opięty przyciasnymi dżinsami tyłek. Nie chciałybyście tego widzieć, uwierzcie.
Ale wracając do nurkowania... Wściekła babka wyciąga z wnętrza auta słodkiego blondynka, na oko sześcio- może siedmioletniego i zaczyna ciągnąć go za rękę w moją stronę. Rzuca mi pod nogi niebieską podróżną torbę, a chłopca popycha w moją stronę. Wystraszony maluch chowa się za mną i z całych sił wtula głowę w moje plecy.
- Bierz pani ode mnie ten pomiot szatana! Nie chcę go już na oczy widzieć! - wydziera się, patrząc na mnie z opętaniem w oczach, jakbym to ja była wszystkiemu winna.
- Ale...
Zaczynam, ale powstrzymuje mnie mała rączka zaciskająca się na mojej dłoni. Ściskam ją lekko, patrząc jak babka wsiada do auta i odjeżdża z parkingu z piskiem opon.
- Mój tatuś nie jest szatanem! - mruczy blondynek ze smutną minką.
- Więc skoro tatuś nie jest szatanem, ty nie możesz być pomiotem szatana - uśmiecham się, kucając przed nim - Jak masz na imię?
- Olek - odwzajemnia uśmiech, zarzucając mi ramiona na szyję.
- A co zrobiłeś tej... Babce ze wścieklizną?
- Nic takiego - wzrusza ramionami, chichrając się pod nosem.
- A ja jednak myślę, że coś - nie daję za wygraną.
- Bo ona nie pozwoliła mi zjeść deseru!
- Więc...?
- Więc wrzuciłem jej trochę much do kawy - uśmiecha się niewinnie.
- No ładnie – kiwam głową z mającą wyglądać groźnie miną. Nie bardzo mi to jednak wychodzi.
- Jesteś fajna! Ożenię się z tobą, dobra?
Mało brakuje mi do parsknięcia śmiechem. Opanowuję się jednak i spoglądam w niebieskie oczka Olka. Wygląda na niewinnego aniołka, ale wcale nim nie jest. Jego rodzice pewnie mają z nim niemało wrażeń. Chociaż… Skoro ojciec jest tutaj, to matka powinna się nim opiekować. Dlaczego więc przywiozła go opiekunka z piekła rodem?
- Przecież nawet nie wiesz, jak się nazywam – uśmiecham się krzywo, czekając na jego reakcję. Odpycham od siebie myśli o jego rodzicach.
- Amina! No gdzie ty się włóczysz! – do moich uszu dociera głos mojego kochanego braciszka.
- Wiem! Jesteś Amina! – cieszy się Olek.
- A co ty robisz z synem Winiarskiego?! – drze się ponownie.
- Nie krzycz na moją żonę! – burzy się Młody.
- Ej, ej! Na nic się jeszcze nie zgodziłam, jasne?
- I tak się zgodzisz! Kobieto, ja się nazywam Winiarski! Mi się nie odmawia! – mówi z poważną miną, po czym cmoka mnie głośno w policzek i, łapiąc własny bagaż, biegnie w stronę wejścia do ośrodka, gdzie stoi jego ojciec z kolegami.
- Malwina, czy ty masz mi coś do powiedzenia? – pyta Nowakowski, opierając dłonie na biodrach i tupiąc nogą.
Przechylam głowę w lewo, robiąc głupkowatą minę. Czy ja mam mu coś do powiedzenia? Chyba nie… Chociaż może…
- Zakochałam się! – rzucam się na niego, a on zaskoczony ląduje tyłkiem w kałuży – Oj jaka niezdara z ciebie, braciszku.
- Amina, jak ja cię…
- Też cię kocham! A teraz muszę lecieć! Pa! – posyłam mu w powietrzu całusa i ruszam z powrotem do ośrodka, czując na swoich plecach jego mordercze spojrzenie.

 Scena 2
Występują: Ines, Amina, Pomiot szatana vel Olek, Andrea oraz Pit.
         Dobra, ośrodek można uznać za zwiedzony. Wiem już wszystko, co i jak, a przeszłam się tylko raz. W końcu to Polska. Nie ma tu skomplikowanych rzeczy. Właśnie wychodzę przed budynek, gdy widzę, jak jeden z tych dwumetrowych pacanów ląduje zakończeniem swoich długich pleców w kałuży. Zaczynam się śmiać. Nie ma to, jak wepchnąć gościa wyższego od siebie o dobre trzydzieści centymetrów do wody. W tym momencie podchodzi do mnie tata.
 - Chodź - mówi. - Poznasz moich wychowanków.
 - Nigdzie nie idę - odwracam się, żeby zacząć podziwiać tę piękną fuksję stojącą pięć metrów od nas. Cóż za fascynujący kwiat. Ta zieleń łodygi i liści...
 - Ines, już!
 - A jeśli nie, to co?
 - Jeszcze nie wiem, ale coś nieprzyjemnego dla ciebie.
 - No dobra - śmieję się serdecznie.
        Podchodzimy do nich. Tata pokazuje na tego, który wpadł dupą do kałuży:
 - To jest Piotrek Nowa... Nowakowsky - mówi z silnym włoskim akcentem jego nazwisko. Aha... Będzie ciekawie.
 - Nowakowski - mówi wysoki. - A najlepiej Pit.
 - Menda, a nie Pit - wtrąca się dziewczyna. - Ja jestem Malwina, Amina.
 - Ines, miło mi - obdarzam ją uśmiechem. 
 - Nie mówisz tak, jak oni - mówi mały blondyn.
 - A ty - kucam obok niego. - Jak masz na imię?
 - Olek. Nie mówisz tak, jak oni - powtarza.
 - A jak mówię?
 - Inaczej wypowiadasz słowa.
 - A, widzisz. To przez to, że mieszkałam gdzie indziej. Ale postaram się naprawić ten błąd - uśmiecham się do Olka.
 - Nie poprawiaj. Fajnie brzmi tak inaczej - również się uśmiecha.

      Wstaję  i otrzepuję z ubrania niewidzialny kurz. Tata kontynuuje.
 - A to - wskazuje na niebieskookiego bruneta. - Jest Michał.
 - Winiar - wyciąga do mnie rękę z uśmiechem. Wszyscy się dzisiaj uśmiechają. A to chyba dobrze.
 - Ines.

                                                               
                                                                    Scena 3, 
                                                        występują: Malwina, Piotrek
            Siedzę z laptopem na łóżku i kiwam głową w rytm płynącej z słuchawek muzyki. Tak już mam, zawsze wczuwam się na całego we wszystko, co robię. I nagle błogi spokój przerywa, a jakże, mój ukochany brat.
- Mała, jest sprawa.
- Mała to jest twoja pa…
- Amina! – przerywa mi z oburzeniem.
- No już, już. Co chcesz?
- Berta rzuciła Kurka!
- O ścianę?
- Nie! Malwinaaaaa – jęczy, wiercąc się – Czemu to robisz?
- Co robię? – zdziwiona unoszę brwi ku górze.
- No to!
- Nie rozumiem cię, Nowakowski, przyjdź z ojcem.
- Amina, do diabła! Nie przedrzeźniaj mnie!
- Aaaa, o to ci chodzi – mruczę odkrywczo - A ten diabeł… To może szatan bardziej, co?
- Jestem spokojny, jestem spokojny, jestem spokojny – burczy pod nosem, oddychając głęboko. Gdy się uspakaja, wlepia we mnie swoje ślepia – Masz iść do niego i go pocieszyć!
- A co ja? Jakaś fundacja? Przytul siatkarza, żeby się nie mazał? Sorry, brat, to nie ten adres.
- No Amiś!
- O jak ładnie mnie nazywasz – uśmiecham się krzywo – Czyżbyś czegoś chciał?
- No nie wytrzymam! – drze się, odwraca na pięcie i wychodzi z pokoju, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
- Pocieszę tego Burka, a co mi tam – mówię do siebie, wzruszając ramionami – Ale najpierw muszę coś zjeść!


No więc jest akt 1 ;) 
Mamy nadzieję, że się spodoba.
Rozdziały będą dodawane co tydzień w sobotę.
Więc do napisania za tydzień! :)
[T&T]

5 komentarzy:

  1. Zapowiada się ciekawie :D
    Czekam na kolejne części.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Burak i Berta przecież oni musieli do siebie pasować, więc jak ona mogła go rzucić?? No ale nic, to nie ważne. Olek to słodki dzieciak, jak będzie dorosły to chyba nawet ojca przebije:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro Olek taki wygadany i pewny siebie, to co będzie z tym małym Winiarskim, który ma się dopiero urodzić ? :P
    Malwinę to ja już normalnie kocham, ale i do Ines się przekonam :P
    Oj jak mi szkoda Bartusia, że go ta cała Berta rzuciła (sarkazm) :P Może Amina jako kiedyś do niego dotrze :P
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście, że mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro nadrobiłam swoje ciągnące się zaległości, wpadłam i do Was. Muszę przyznać, że opowiadanie od pierwszych zdań bardzo mi się spodobało. Jest zupełnie inne od wszystkich historii umiejscowionych w Spale. Od razu spodobał mi się Olek, który jak na sześciolatka ma dużo sprytnych pomysłów. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek i serdecznie zapraszam do siebie! :)
    Pozdrawiam cieplutko, Arancione

    OdpowiedzUsuń