Akt XX


Scena 1
Występują: Ines, Łukasz, Włodar
                               Po przegraniu Familiady przez idiotów, wychodzę z tego pokoju i kieruję się do innego, na końcu korytarza. Tam, gdzie mieszka Łukasz Żygadło zwany Ziomkiem. No, ten taki wysoki, z seksownym niskim głosem. Pukam do jego drzwi, a gdy te się otwierają, bez zaproszenia wchodzę do pokoju.
                - Oddałbyś mi węża? – pytam, rozglądając się po pomieszczeniu.
                - Musisz go wykupić – uśmiecha się znacząco, podchodząc bliżej mnie.
                - Co to znaczy: wykupić? – patrzę podejrzliwie.
                - To znaczy, że musisz mnie przekonać, że chcesz tego węża z powrotem – porusza charakterystycznie brwiami.
                - Tak? – zakładam ręce na piersi. – A jak niby mam to zrobić?
                - Nie wiem, zdaj się na swoją inwencję twórczą.
                               Mam ochotę walnąć go w łeb. Nie mam najmniejszego pojęcia, jak mam go przekonać. Chyba, że… Wiem!
                - Pamiętasz może – przysuwam się bliżej niego.  – Jak mówiłeś, że mam ci nie pozwolić myśleć o przeszłości?
                - Pamiętam, ale…
                               Reszta jego słów zostaje stłumiona przez mój pocałunek. Musiałam stanąć na palcach, żeby w ogóle była mowa o pocałunku, ale dla takich rzeczy warto. Uśmiecham się lekko, muskając jego wargi, a on obejmuje mnie w pasie. Opieram ręce na jego piersiach i popycham go na łóżko. Siada na nim zdziwiony zaistniałą sytuacją, a ja siadam mu na kolanach. Tym razem to on całuje mnie, brutalnie napierając na moje wargi. I przez chwilę mam krótki przebłysk logicznego myślenia, że bardzo lubię się z nim całować.
                               Jedna z jego rąk zaczyna błądzić po moim brzuchu, sunąc w górę, drugą natomiast umieścił w moich włosach. Ja natomiast, kierowana jakąś dziwną siłą, próbuję odpiąć guzik jego dżinsów.
                - Ines… - mamrocze, gdy na chwilę przerywa nasze pocałunki. – Ja…
                               W tej chwili drzwi otwierają się z łoskotem, a my odskakujemy od siebie tak, że prawie spadam na podłogę.
                - Oj… Nie w porę? – pyta speszony Włodarczyk.
                - Łukasz, serio nie zamknąłeś drzwi? – patrzę w Żygadłowe oczy, ale on mamrocze tylko ciche przepraszam.
                - Puka się – warczy do nowoprzybyłego.
                - Jak widzę, jeszcze się nie puka.
                - Co chcesz? – pytam oschle.
                - Ineeeeees – jojczy. – Zostaniesz moim adwokatem?
                - TWOIM CZYM?! – pytamy oboje, a Łukasz zaciska palce trochę mocniej na mojej talii.
                - Bo mój piesek jest taaaaki gruuuby. I to pewnie Zbyszka Bobek jej to zrobił, mojej Funi! – mówi płaczliwym tonem. – I… I ja go zaskarżyłem! Będzie mi płacić alimenty! Jego adwokatem jest Amina.
                - A kto jest prokuratorem?
                - Nie ma. Są adwokatki.
                - A sądem?
                - Winiarski, Kurek i Łukasz – zwraca się w stronę Łukasza. – Jeśli się zgodzi.
                               Czuję ciepły oddech Łukasza na karku. Przechodzą mnie dreszcze.
                - Zgadzam się. Idź już.
                - To za trzy godziny zaczyna się rozprawa na świetlicy.
                               Gdy drzwi się za nim zamykają, obracam się twarzą do Łukasza. Opieram swoje czoło o jego i patrzę mu w oczy.
                - Oddasz mi węża? – proszę grzecznie.
                - No dobra… Ostatnio spał sobie na moich spodniach w szafie.
                - Dziękuję – całuję go jeszcze raz w usta. – A teraz musisz się starać.
                - Ja? Czemu ja? – pyta zadziornie.
                - Bo ty jesteś facetem. I masz wydać dzisiaj sprawiedliwy wyrok.
                               Otwieram szafę, biorę Puszka na ręce i idę do swojego pokoju. Cały czas się uśmiecham.


Scena 2
Występują: Amina, Zibi, Winiar, Olek
Korzystając z chwili nieuwagi „najlepszego polskiego siatkarza”, wymykam się na korytarz i ruszam przed siebie, licząc na to, że zdążę zniknąć, zanim Michał zorientuje się, że mnie nie ma. Jakoś nie uśmiecha mi się tłumaczyć mu faktu, że uznaję go za najlepszego polskiego siatkarza.
- Jest, bo jest – mruczę do siebie pod nosem – Mu się tłumaczyć będę! Niedoczekanie jego!
- Malwino, czy dobrze się czujesz? – pyta Bartman, który wyrasta przede mną nagle, jak grzyb po deszczu i niemal doprowadza mnie do zawału.
- O jeżu! Jeszcze raz to zrobisz, to pozwę cię do sądu!
- Drugi raz w ciągu kwadransa? – pyta, wlepiając we mnie te swoje ślepia.
- Ktoś mnie uprzedził? Kto? Czemu?
- Włodar uważa, że mój Bobek zapłodnił tę jego przybłędę! I chce alimenty! A ja wiem, że Bobik by tego nie zrobił, o! – oburza się – Pomożesz miiiii?
- Mam się zabawić w weterynarza i sprawdzić czy Przybłęda naprawdę w ciąży jest?
- Nie! Będziesz moim adwokatem! Rozprawa ma być za trzy godziny na świetlicy - kiwam głową na znak zgody. Pomysł może głupi, ale przynajmniej Winiarskiego tam nie będzie!- Och! Kocham cię! – Zibi rzuca się na mnie, przytulając mnie tak, że moje nogi dyndają w powietrzu. Nagle traci równowagę i oboje lądujemy na podłodze.
- Co to ma znaczyć?!
- To nie tak jak myślisz, kotku! – piszczy Bartman.
- Proszę wstać! Sąd przyszedł!
- Nooo niiee – jęczę, wyciągając do Michała rękę, żeby pomógł mi wstać – Ciebie też w to wciągnęli?
- Taaak. Wiesz, to będzie trudna decyzja.
- Więc może pomogę ci ją podjąć… - rzucam mu spojrzenie spod rzęs – Kotku?
- Korupcja?
- Tylko mała zachęta do podjęcia dobrej decyzji – uśmiecham się, ciągnąc go za sobą.
- A rozprawa?
- Spokojnie Misiaczku, mamy ponad dwie godziny, żeby…
- Żeby? – ciągnie mnie za język.
- DOJŚĆ – akcentuję, a on potyka się o własne nogi – Do porozumienia, oczywiście.
- Gdzie my w ogóle idziemy?
- Do pokoju zabaw – szczerzę się – Mam tam kajdanki i bat.
- Ostro.
- Mówiłeś, że lubisz.
Nie odpowiada. Rozgląda się dookoła, po czym przypiera mnie do ściany. Jego ręce ściskają moje biodra, jego klatka piersiowa przyciśnięta do mojej pozbawia mnie oddechu, jego oczy hipnotyzują, a jego usta… Jego usta wolno przesuwają się po moim policzku w kierunku ucha, by zatrzymać się tam i zupełnie pozbawić mnie oddechu. Mam wrażenie, że gdyby mnie tak nie dociskał do ściany, kolana by się pode mną ugięły.
- Słodka – mruczy mi do ucha, po czym zostawia je w spokoju.
Ciągle wlepiając we mnie swoje hipnotyzujące spojrzenie, przesuwa ustami po moich ustach. Lekko, delikatnie. Atakuje, dopiero gdy z mojego gardła wydobywa się zduszony jęk, a palce wsuwają się w jego włosy, przyciągając go jeszcze bliżej. Mogłabym go zjeść, przez głowę przebiega mi osamotniona, w miarę logiczna myśl. I nagle do przebija się do mnie oskarżycielski głosik:
- Tato! Ty znów próbujesz zjeść moją żonę!
Michał odskakuje ode mnie jak poparzony, lądując na przeciwległej ścianie. Wpatruje się przerażonym wzrokiem raz we mnie, raz w swojego syna.
- Olek… Bo ten… Twój tata wcale nie chciał mnie zjeść.
- Więc co ci robił? – Oliwier dalej uporczywie się we mnie wpatruje.
- To twój syn! Odpowiedz mu!
- Więc ja i Amina… - chrząka i nagle uśmiecha się szeroko – Dochodziliśmy do porozumienia!
- Jakoś z wujkiem Mariuszem dochodzicie do porozumienia inaczej – prycha i obrzuca ojca podejrzliwym spojrzeniem.
- Bo wujek Mariusz nie jest dziewczyną – tłumaczę, co Olkowi wydaje się chyba bardziej logiczne, bo nagle zmienia temat.
- Ej, a wiecie, że Bobek zgwałcił Funię?!
- Taak. Musimy z twoim tatą sprawdzić co stało się naprawdę – odpowiadam, krztusząc się śmiechem.

Scena 3

Występują: Sąd, Ines, Amina, oskarżony, oskarżający.
                               Puszek jest zamknięty w pokoju, więc mogę spokojnie iść bronić wątpliwej godności pieska Włodarczyka. Wchodzę na świetlicę, gdzie jest już Amina i Bartman. Kurek, Winiarski i Żygadło musieli iść przygotować się odpowiednio do roli sędziów. Siadam z nimi przy stoliku i czekam na swojego durnego klienta.
                - Gdzie masz togę? – pyta Zbyszek.
                - Co gdzie mam?
                - To takie czarne, co w tym chodzą adwokaty. Do ziemi – gestykuluje żywo.
                - Nie mam. Amina jak widzę też nie.
                - Na to czekałem. Dziku! – krzyczy a przez drzwi wchodzi Kubiak z dwoma czarnymi szmatami. – Ubierzcie to. Będzie pasować.
                               Ubrana w czarną zszywkę różnych materiałów patrzę na Włodka, który patrzy na pieska. Amina i Bartman siedzą przy swoim stoliku naprzeciw naszego. Pośrodku ktoś postawił ławkę, to chyba jest miejsce dla świadków.
                - Proszę wstać, sąd idzie! – mówi Nowakowski, który jest chyba ochroniarzem.
                               Wstaję, podobnie do reszty i patrzę, jak wchodzi najpierw Winiarski, za nim Kurek a na końcu Łukasz. Każdy ubrany w podobne szmaty. I każdy z pluszowym M&Msem na piersi.
                - Proszę usiąść, sąd przyszedł.
                - Dzisiaj zostanie rozpatrzona sprawa wytoczona przez Wojciecha Juliana Włodarczyka przeciw Zbigniewowi Andrzejowi Bartmanowi, a raczej jego psu o bezczelne zapłodnienie suki oskarżającego bez jej wyraźnej zgody  - czyta Kurek. – Niech oskarżony wstanie.
                               Zbyszek wstaje, patrząc skołowany na mnie, Włodka, psa i Kurka.
                - Jaka jest pana wersja wydarzeń? – pyta Kurek.
                -Że mój pies tego nie zrobił.
                - A kto?
                - Nie obchodzi mnie to. To nie mój Bobek. Weźcie to na logikę. Przecież ona jest tu za krótko, żeby on mógł to zrobić.
                - Dziękuję. Proszę usiąść – Kurek zakłada jakieś okulary bez szkieł. – Powoda proszę o wstanie i podanie swojej wersji.
                - Jego pies zgwałcił moją Funię!
                - Jesteś  tego pewien?
                - Tak.
                -Dziękuję, może pan usiąść, a na salę poproszę świadka Grzegorza Kosoka.
                               Piotrek Nowakowski otwiera drzwi, przez które wchodzi Kosok.
                - Proszę podejść do barierki. Jak się pan nazywa, ile ma pan lat, gdzie pan mieszka i czym się zajmuje?
                - Jestem Grzesio. Ale to każdy wie, nie? Mam se ponad dwadzieścia lat i aktualnie mieszkam, tu, w Spale. Gram se w siatkę.
                - Co pan wie w tej sprawie?
                - Nic. Igła powiedział, że jak pójdę to będzie śmiesznie. No, to se jestem.
                - Proszę usiąść.
                               Oglądam ten cyrk z każdą sekundą będąc bardziej przekonaną, że to jest jakaś patologia. Włodarczyk pochlipuje cicho.
                - Proszę adwokatów o mowy końcowe. Najpierw strona broniąca się.
                               Amina wstaje i widzę, że jest podobnego zdania, co ja.
                - Pies mojego klienta tego nie zrobił.  Dziękuję.
                - To teraz Ines, proszę.
                               Wstaję i próbuję uzbierać cokolwiek na logiczne zdanie.
                - Myślę, że Punia…
                - FUNIA! – wtrąca Włodek.
                - Funia, Punia, Srunia, nieważne! – prycham. – Myślę, że to przejaw bezczelnego traktowania zwierząt! Z jednej i drugiej strony. Skończyłam.
                               Sąd udaje się na naradę, a po chwili słychać krzyki i wrzaski.
                - AMINA MÓWIŁA, ŻE TO NIE BOBEK!
                - INES MÓWI, ŻE TO BEZCZELNE!
                - ZAMKNIJCIE SIĘ OBAJ!
                               Po pól godzinie, wychodzą, a werdykt jest następujący:
                - W imieniu rzeczypospolitej spalskiej ogłaszam co następuje: dwie godziny prac charytatywnych, trzy godziny robót w kuchni i dwa dni wyprowadzania obu psów na spacer dla Bartmana oraz trzy godziny prac charytatywnych, dwie godziny sprzątania korytarzy i trzy dni wyprowadzania obu psów na spacer dla Włodarczyka.
                - CO?! CZEMU?!
                - Bo nie ma dżemu!
                               Jakieś trzy godziny później, gdy leżę w swoim pokoju i zastanawiam się, czy nie odwiedzić Łukasza, słyszę wrzask.
                - TY CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! TWOJA SUKA JEST SZCZUPLUTKA! WIESZ CZEMU?! BO WŁAŚNIE USRAŁA GÓWNO NA MOJEJ PODUSZCE! ONA NIE BYŁA W CIĄŻY CIULU, TYLKO BYŁA NAJEDZONA!
 


No to tego. Dobiliśmy do dwudziestki ;)
Całuski, [T&T]

5 komentarzy:

  1. Porcja dobrego humoru na tym blogu jest wskazana. Uwielbiam czytać spalskie szaleństwo, a przy okazji śmiać się do bólu brzucha. Zawsze jak czytam to sister pyta mnie, czy wszystko jest w porządku. Pozdrawiam, Arancione

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry.
    Popłakałam się ze śmiechu.
    Do widzenia.
    Żartowałam XD Uwielbiam was, naprawdę. Jesteście przekomiczne, to opowiadanie jest przekomiczne. Zastanawiam się skąd wy czerpiecie takie pomysły.
    Potraficie rozbawić do łez.
    Pozdrawiam i czekam na więcej, Vein ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha za dużo Kogiel Mogiel :P te zaciążone psy wbrew woli hahahaha no ginekologów ani weterynarzy z nich nie będzie, to niech pykają w tą siatkę. Wiadomo który sędzia za kim się opowiadał ^^
    Fiu, fiu, a tak dobrze szło Ines i Łukaszowi
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tyle - jeden z lepszych blogów jakie czytałam, a było ich naprawdę sporo. Jestem pewna, dziewczyny, że nie przeczytacie tego komentarza, ale musiałam go napisać.
    Dialogi najwspanialsze! Opisy również świetne. Fabuła - zajebista. ^^
    Nie rozumiem tylko dlaczego macie tak mało komentarzy! Jak tak fantastyczny blog może mieć przy ostatnim wpisie 3 (nie licząc mojego) komentarze?!
    ;(
    Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś na innym waszym blogu.
    Pozdrawiam was goraco! <3 <3
    PS: Szkoda, że nie dokonczylyscie tej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu, ale na telefonie nie chciało mi wyświetlić, że macie jest też 21 rozdział. ;P Lecę go doczytać. xD

      Usuń