Scena 1
Występują: Ines, Bartman, Państwo Smith
Uf, na szczęście straszna starsza pani sobie poszła. Chociaż może to
nieszczęście, jeśli popatrzy się z perspektywy Winiarskiego. Łukasz chyba
pobiegł ostrzec Michała. Spokojnie idę do swojego pokoju, podziwiając piękne
obrazy zawieszone co kilka metrów na ścianach korytarzy. Zahaczam o coś nogą i
upadam na ziemię. Słyszę skomlenie. Przewracam się na bok i widzę małego yorka
z kokardką na czubku słodkiego łebka. Z moich ust wysypuje się cała litania
przekleństw.
Wpatruję w to małe zwierzątko, które nagle zaczyna ujadać i warczeć.
Rzuca się nawet na mojego buta, by go pogryźć. No, mały dziwny stworku, nie
wiesz z kim zadarłeś. Wstaję gwałtownie, w skutek czego psa odrzuca. W tym
samym momencie otwierają się drzwi pokoju, który jest najbliżej nas i staje w
nich Zbigniew Bartman w samych bokserkach.
-
Bobek, chodź do pana – mówi do psa, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
Coś ciepłego spływa po mojej nodze. Patrzę w dół i widzę strużkę krwi. Co się
właśnie stało?
-
Trzymaj swojego psa w swoim pokoju – syczę, zaciskając zęby. – I ubierz się
może. Nie wszyscy chcieliby oglądać twoje wątpliwe uroki.
-
Nie chcesz, nie patrz. Proste. Zresztą mogłabyś trochę uważać. Nie wiem, co bym
zrobił, gdyby Bobkowi coś się stało.
-
Bobek? – nie hamuję własnych słów. – Jak kawałek gówna? Powiedziałabym, że to
biedne zwierzę, ale nie lubię psów. Wolę bardziej oryginalne zwierzęta.
-
Tak, z pewnością. A twoim łóżkowym zwierzątkiem jest Sztrudel?
-
O, uwierz, że wolę zwierzę w łóżku, niż dmuchaną lalę. I powiem ci krótko:
szpierdalaj.
-
Uważaj na słowa, ruda.
-
Ale mi pojechałeś, brunecie. A raczej ciemna maso!
Odwracam się na pięcie idę do swojego pokoju. O, już on mnie popamięta.
W sumie, jeśli on może trzymać swoje zwierzę, o ile można to tak nazwać, tutaj,
to ja też. Wykręcam szybko jeden numer i już po chwili rozmawiam z mamą. Biologiczną,
żeby nie było wątpliwości.
-
Mamo? Nie znudziła ci się opieka nad Puszkiem? – pytam słodko.
-
Szczerze powiedziawszy to tak… - wzdycha moja rodzicielka.
-
No to cudownie, bo tak się stęskniłam za nim, że wpadłam na pomysł. Może byś mi
go przywiozła? – ożywiam się trochę.
- A wiesz, że jeszcze dzisiaj będę w Spale? Mogę ci go dostarczyć.
Porozmawiamy i w ogóle – moja mama też jest wesoła.
-
Dobrze. Już nie mogę się doczekać. Kocham cię, pa.
Rzucam telefon na łóżko, w tym samym momencie oświeca mnie jeszcze jeden
epicki pomysł. Szybko ubieram wysokie buty i zbiegam po schodach do parku. Z
tego co pamiętam to było w nim małe bajorko. A w bajorkach z reguły są pijawki.
Kilka chwil później zabieram do słoika z niewielką ilością wody cztery
najdorodniejsze pijawki, jakie udało mi się zobaczyć. Witajcie, państwo Smith. Uśmiecham się na samo wyobrażenie jutrzejszego
poranka.
Scena 2
Występują: Amina, Skarbuś, Skarbek, Michał
od Kubiaków
Latam po ośrodku jak dzika, w poszukiwaniu
Michała. A Michał lata za mną, szukając mnie. Tyle, że ja szukam tego od
Kubiaków, a mnie poszukuje ten od Winiarskich. Koniecznie chce wiedzieć, co to
za Skarbuś i czemu dotąd o nim nie wspominałam.
-
Amina! – zatrzymuję się z dłońmi opartymi na ramionach Kubiaka.
-
Szukałam cię, Misiaku! – podskakuję i wieszam się mu na szyi. Trochę jest
zaskoczony, ale pozwala się przytulić.
-
A to dlaczego?
-
Uratowałeś mi życie! – rozglądam się dookoła, po czym ciągnę go za sobą do
wyjścia – Żebyś ty wiedział, co on mi chciał zrobić! W zasadzie, to ja też
chciałam, żeby mi to zrobił, ale przecież tak nie wolno, co nie? Oooo Piotruś
by go powiesił za… za… No nieważne, ale Winiar na pewno by wisiał! I by go
bolało!
-
A ty nie chcesz, żeby go bolało.
-
Właśnie! – zgadzam się z nim, po czym robię wielkie oczy. Dałam się złapać! –
Znaczy się ten… Przecież on musi grać, prawda?
- Dokąd
ty mnie właściwie ciągniesz? – zmienia temat.
-
Dziś przyjeżdża mój Skarbuś.
-
I już wiem, czemu Winiar chodzi, jakby w łeb dostał. Wie o tym, prawda?
-
I wie i nie wie – szczerzę się wesoło, widząc wjeżdżającego na parking zdezelowanego
opla w kolorze granatowym – Oto i on!
-
Ale złom – mruczy mi do ucha, z przechyloną głową wpatrując się w wysiadającą z
auta blondynkę.
-
Tylko przy niej tego nie mów, jeśli ci życie miłe! – ostrzegam.
Anka, jak to Anka. Widząc, ze facet się w
nią wpatruje, odgarnia swoje kłaki na plecy, uśmiechając się iście po anielsku.
I jeszcze rzuca biednemu Miśkowi swoje słynne, zwalające z nóg spojrzenie.
-
Anno! Skarbie! – drę się, a Michał aż traci oddech.
-
Ona jest twoim Skarbem? Ja… Ja…
-
Ona jest Skarbem. Skarbuś siedzi na tylnym fotelu! Michale, przedstawiam ci
Andersona.
-
Nic z tego nie rozumiem – przyznaje, drapiąc się po głowie.
-
Nie wiem po co ci tutaj to ptaszysko, Kochanie, ale cieszę się, że się wreszcie
od niego uwolnię! – szczerzy się Ania, wyciągając z samochodu klatkę ze
Skarbusiem – Hej ty! Słodziaku, mógłbyś mi pomóc? Strasznie ta klatka ciężka.
Michał, jak ten bohater biegnie do niej i
stając za nią, zaczyna jej pomagać. Podejrzanie te ich zapasy z klatką
wyglądają, ale wolę w to nie wnikać. Czasami mam wrażenie, ze Anka
przeleciałaby wszystko, co się rusza i jest podobne do faceta. A Michał
zdecydowanie na faceta wygląda.
-
Dajcie mi mojego Skarbusia! Ooo, moje kochanie! Zaraz zabiorę cię do siebie! A
wy – spoglądam na wpatrującą się w siebie parę – Róbcie co chcecie. Tylko, żeby
dzieci z tego nie było!
-
Amina!
-
Widzisz? Michaśki są taaakie słodkie i kochane – mruczę do zielono-czerwonego
przyjaciela. Przecież nie mogę wiedzieć, że te właśnie słowa wkrótce zostaną
wykorzystane przeciwko mnie.
Scena 3
Występują: Ines, Bartman, mama, Państwo
Smith, Puszek.
Słońce zaczyna już zachodzić za drzewa, a to znaczy, że mój plan
działania czas wprowadzić w życie.
Państwo Smith w słoiku, Kurek przekabacony na moją stronę, małe gówno
uwiązane w pokoju Olka. Wolę nie ryzykować, że zacznie szczekać w kulminacyjnym
momencie. No, to mogłoby się dla mnie nie skończyć zbyt pomyślnie…
Na parking zajeżdża srebrne volvo. Siedzę na ławce i obserwuję, jak mama
wyciąga z tylnego siedzenia wielkie kartonowe pudło, z pewnością ważące trochę
więcej, niż kilka gramów. Podchodzę do niej i biorę ładunek. Rozmawiamy jeszcze
przez chwilę, ale w końcu oznajmia, że musi jechać. Żegnamy się więc,
wymieniając uściski i idziemy w swoje strony.
W korytarzu mijam Krzyśka, który oczywiście musi się mnie dopytać, co
tam targam.
-
Niespodziewajkę – uśmiecham się wesoło.
-
Dla kogo? – nie daje za wygraną.
- Tajemnica – pokazuję mu język i oddalam się.
Zamykam drzwi od mojego pokoju i kładę pudło na łóżku. Dawno nie
widziałam Puszka i stęskniłam się za tym gadem.
Chociaż ma już kilka lat, mam nadzieję że nie odejdzie z tego świata za
prędko. Jeszcze nieraz mi się przyda. Otwieram pudełko i moim oczom ukazuje się
dawno niewidziana mieszanina czerwono brązowych barw.
Puszek, mój wąż zbożowy, zajął bardzo niewiele miejsca w pudełku. Ma tylko 130 centymetrów.
Ogólnie karton to jego dom, więc ma tam kilka kamieni, nie wiem po co, wielki
„termos” z wodą oraz jeszcze pół pięciokilowej paczki karmy dla kotów. Nie
wnikam, dlaczego mama dla Reksa,
czarnego kota jej rodziny, nie kupiła mniejszej paczki i dlaczego
trzymała ją u Puszka w domku. Nie, wolę nie wiedzieć.
Uśmiecham się. Plan czas wprowadzić w życie. Wyciągam słoik z pijawkami
i patrzę, jak pełzają. Bartman, drżyj.
Godzina trzecia wybija w momencie, gdy kończę czytać jedyną książkę, jaką
tutaj znalazłam - „I nie było już
nikogo” Agathy Christie. Szkoda, że nie zrozumiałam za wiele, ale to szczegół.
Biorę słoik oraz węża i kieruję się do pokoju Bartmana. Dwukrotne ciche pukanie
sprawia, że Bartosz Latarnik otwiera mi drzwi i kładzie się spać. Lepsze niż
hipnoza, mały szantaż.
Pochylam się nad śpiącym Bartmanem z diabelskim uśmiechem. Nie wie, z
kim zadarł i dowie się rano. Odkręcam słoik i uchylam lekko jego kołdrę. Puszek
ześlizguje się z moich ramion i układa w kłębek na poduszce. No, jeśli chce,
nie będę go zatrzymywać. Nie planowałam tego, ale to szczegół. Chciałam węża
dać Burkowi.
Mówię ciche dobranoc i wychodzę. Kładę się na swoim łóżku i przyłożywszy
głowę do poduszki, zasypiam prawie natentychmiast. Budzi mnie bardzo głośny
wrzask. Wyskakuję z łóżka jak oparzona i otwieram drzwi. Krzyk wydobywał się z
trzeciego pokoju po prawo od mojego. Bartman i Kurek. Spoglądam na zegarek:
7.45. No, ładna pobudka, nie powiem. Idę do nich po moje własności. Pukam i
wchodzę. Na poduszce Bartmana od razu zauważam Puszka. Zwinięty jak gdyby nigdy
nic. Pijawek nie widać. Biorę węża i odwracam się do Bartosza, który o mało nie
zszedł na zawał.
-
A gdzie twój współlokator? – pytam ze lekkim zdziwieniem. Nie sądziłam że
wybiegnie z pokoju. Bardziej przypuszczałam wersję skakania przez okno.
-
Na drugim końcu korytarza u Kosoka.
Zmuszona jestem powlec się tam. Pukam i otwieram drzwi. Widzę tam
Bartmana oblepionego moimi czterema pijawkami, z tego najdorodniejsza przyssała
się do miejsca, gdzie w bokserkach powinna być dziura na… Parskam szaleńczym
śmiechem. Biegnę do siebie po aparat i słoik.
Pstrykam kilka fot i zbieram pijawki. Oczywiście tej pomiędzy nogami nie
mam najmniejszego zamiaru dotknąć.
-
Weź to, weź to, weź! – krzyczy prawie jak dziewczynka.
-
Widzę, że Johnowi nie spodobało się twoje coś. Nie lubi konkurencji – sama nie
wiem, co we mnie wstąpiło, musiałam to powiedzieć. Biorę największą pijawę za
ogon (?) i odczepiam. W słoiku są już wszyscy.
- Ty im nadałaś imiona?!
-
Jasne! To John,
Elizabeth, Anne i Cecile. Państwo Smith,
poznajcie Zbigniewa Bartmana.
Grzesiek Kosok spada na podłogę ze śmiechu.
Mój Boże, ale ciężko było to wszystko ogarnąć :P Przez ten czas to już zapomniałam, jak to wszystko działa :) Ooo dziękujcie Tyśś, że ma taką dobrą pamięć. Ja z moją sklerozą dodałabym ten akcik pewnie za jakiś miesiąc :D
Pozdrawiam
Titta
[T&T]
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńZ necierpliowścią czekam na nexx>>>>
Buziaki Lolkaa
Jak dawno tutaj nie byłam! Miło się czytało i jak zwykle po Waszych aktach mój dobry nastrój wraca. Nie powiem, że akcja ze Zbyszkiem była naprawdę epicka. Aż strach się bać, co wymyśliłyście w kolejnym odcinku. Już nie mogę się doczekać. Zapraszam autorki do siebie! Będę wdzięczna za wszystkie opinie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to się stało, że przegapiłam poprzednie rozdziały. Naprawdę! Ale już wszystko nadrobiłam i obecnie padam ze śmiechu xd
OdpowiedzUsuńSądziłam, że kiedy mówili o Andersonie to na tylnym siedzeniu naprawdę siedzi sam Matthew, a nie klatka z, jak zgaduję, papugą..?
Bartmana nie lubię, więc dobrze mu tak. Szkoda jeszcze, że Puszek nie zeżarł Bobka. To by miał pojedzone na tydzień :D
Sądziłam, że z Winiarem to tak do czegoś więcej dojdzie... Co prawda poznałyśmy uroczą teściową, no ale szalu nie ma, dupy nie urywa ;D
Pozdrawiam serdecznie i czekam na cd.
Anna :*
/releve-moi/
Jak ona mogła tak potraktować biednego pieska, niewinną istotkę. Bobek powinien ją ugryźć w dupsko i obsikać na dokładkę. Krzywda dzieci i zwierząt działa na mnie jak płachta na byka:):). Ludzka już mniej:)
OdpowiedzUsuńBiedny Zbyszek, sobie naskrobał a potem taki horror :D Po prostu rodzinka musiała się na kimś wyżywić, proste :D Ines to i przy okazji by załatwiła Kurka swoim wężykiem :P
OdpowiedzUsuńMichał, ja się pytam, za kim ty się kochany oglądasz? :D Chyba muszę interweniować, bo jestem co najmniej zaniepokojona.
Oczywiście, że Michaśki są takie słodkie i kochane :D Obstawiam, że papużka to powtórzy komu trzeba hahahah
Pozdrawiam