Akt XI

Akt 11
Scena 1, występują: Amina, Winiar, Pit, Bartek, Igła

        Michał nie był zbyt zadowolony po tej małej gonitwie z Andrzejem i Piotrkiem po spalskich lasach. W zasadzie to chyba był zły. I to na mnie! Jakbym ja miała cokolwiek wspólnego z ich odchyłami! Chociaż w zasadzie… To w końcu ode mnie Pit dowiedział się o tym, o czym wiedzieć nie powinien.
- Pójdziesz ze mną – słyszę za sobą jego głos.
- Chyba w twoich snach – uśmiecham się pod nosem, nie odwracając się. Idę w stronę stołówki, w końcu śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.
- I tak cię dorwę! – odgraża się.
- Najpierw musiałbyś mnie złapać – prycham, stając i rozglądając się po stolikach. Waham się chwilę, czy wybrać ten, przy którym siedzi mój brat z Kurkiem, czy ten z Igłą i Kubiakiem.
- Dobra! Ścigajmy się!
- Ile? – pytam, dalej na niego nie patrząc. Nakładam na talerz solidną porcję, po czym ruszam do stolika Krzyśka i Michała.
- Okrążenie stadionu. Więcej pewnie nie dasz rady – nie widzę go, ale wiem, że bezczelnie się szczerzy.
- Ale… - próbuje się wtrącić Piotrek, ale jedno moje mrożące spojrzenie skutecznie go ucisza.
- I jeśli wygrasz, mam się z tobą umówić?
- Tak.
- A jeśli przegrasz? – wreszcie zaszczycam go swoim spojrzeniem.
- Nie przegram – jest cholernie pewny siebie. Zazwyczaj to lubię, ale… Właśnie, ale. Michał nie zna pewnych faktów z mojego życia.
- Powiedzmy. Ale muszę mieć jakąś zachętę, żeby się starać – uśmiecham się słodko.
- No jak chcesz – wzrusza ramionami – Mogę na przykład… Hmmm…
- Być przez jeden dzień jej niewolnikiem – wtrąca Kurek.
- Bartosz, kocham cię – klaszczę w dłonie – Zgadzam się. Będziesz niewolnikiem.
- Więc kiedy? – dopytuje Igła – Muszę naładować kamerę i zwołać wszystkich, żeby popatrzyli na to piękne przedstawienie – mruga do mnie. Czyżby wiedział?
- - Co proponujesz? Dostosuję się, w końcu masz treningi… - patrzę na Winiara wyczekująco.
- O 14. Będziemy po porannym treningu, ale przed wieczornym. Tak, to będzie odpowiednia pora.
- Dobrze się przygotuj – uśmiecham się do niego, po czym pochylam w stronę ciągnącego mnie za rękaw Pita – Czego?
- Przecież on nie wie…
- I na razie tak ma być – przerywam mu, uśmiechając się wrednie – Chciałabym mieć niewolnika…
- Jesteś okropna!
- Przypominam ci, że on się do mnie dobierał!
- Ma moje błogosławieństwo.
- COOO
- No to ten… Ja już pójdę… Ten… Zobaczyć, czy mnie na hali nie ma.
- Jesteś pewna, że wiesz co robisz? – pyta cicho Kubiak.
- Ja zawsze wiem co robię, Dziku – szturcham go, po czym zabieram mu z talerza plasterek ogórka.
- Jak się przygotujesz? – chce wiedzieć Winiarski.
- Muszę umyć włosy – szczerzę się do niego głupkowato, po czym ruszam do siebie. W wyobraźni już widzę jego zbaraniałą minę
Scena 2
Występują: Ines, cała zgraja siatkarzy, Amina, Olek, A.A Boss, Olek Recydywista
         Dawno nie rozmawiałam z tatą. Ciekawe, co u niego słychać. Może obmyśla jakąś dziwną strategię na cały sezon reprezentacyjny, albo po prostu zgubił się gdzieś i jeszcze nie wrócił? Może w spalskim lesie? Albo zgłupiał i wrócił do Włoch. Postanawiam sprawdzić, czy mnie tu przypadkiem nie zostawił. Bo jak zostawił to marny jego los.
           Schodzę po schodach z Puszkiem na ramionach i szukam jego pokoju. Nietrudno go znaleźć, bo w odległości kilkunastu metrów od jego drzwi na obu ścianach korytarza wiszą wielkie transparenty Tutaj mieszka A.A Boss, Jeszcze trzy pokoje, Wchodzisz do kieszeni lwa i inne takie tego typu. Jego drzwi są oblepione całe neonowymi strzałkami, a centralne miejsce zajmuje napis: TO TU. Wchodzę bez pukania. Moim oczom ukazuje się wielki burdel, a w jego środku znajduje się Olek Recydywista.
   - Gdzie tata? – pytam.
   - Pojechał.
    - Gdzie?
   - Po Włodarczyka.
   - Po co?
   - Bo lubi.
                  Wycofuję się. Wolę nie wiedzieć, o co się rozchodzi. Idę z powrotem do pokoju, gdy przez okno zauważam dość duże zbiorowisko przy stadionie. Oczywiście, gdzie ludzie tam ja, więc muszę tam iść, obczaić, co to się dzieje. Puszek idzie ze mną, wiadome.
                    Okazuje się, że to Winiar i Amina postanowili się ścigać. A cena jest dość kusząca, gdyż Michał ma zostać jej niewolnikiem. On tego nie wygra, to jest pewne. Widziałam, jak biega na treningach. Jak kura. Albo coś w tym stylu. Podchodzę do zbiorowiska i przechodzę tak, by mieć dobry widok. Akurat staję obok Bartmana, który na widok Puszka robi minę, jakby miał zaraz spaść na ziemię.
                     Po starcie, Michał obejmuje prowadzenie i zaczynam się zastanawiać, czy nie oceniłam go zbyt powierzchownie. Przecież kury w gruncie rzeczy to szybkie stworzonka. Mniej więcej w połowie okrążenia Amina dodaje gazu i wyprzedza go, tym samym przypieczętowując swoją wygraną. No, cóż… I w ten sposób mamy w Spale Murzyna Michała na Posyłki. Po przypieczętowaniu zwycięstwa przez Nowakowską, rozchodzimy się do pokoi. Mój tata powrócił, więc się do niego wybieram.
                      W jego pseudo gabinecie zauważam Wojtka. Chyba tak mu było. Siadam bezceremonialnie na fotelu i zakładam nogę na nogę, a krótka spódniczka, w którą jestem aktualnie ubrana podwija się do granic możliwości. Młody patrzy, a oczy za chwilę chyba wypadną mu z orbit. Nie dla psa kiełbasa.
    - Cześć, tato – głaszczę łebek Puszka, który wędruje po oparciu fotela.
    - Czego chcesz, Ines?
    - Przyszłam się przywitać, dawno cię nie widziałam.
    - Co ten gad tu robi?
     - Pełza.
    - Weź go stąd!
    - Nie. Dopóki jest tu Wrona, Bociek, Kura i Orzeł to Puszek też – uśmiecham się, po czym puszczam oczko do Włodarczyka i wychodzę.
Scena 3, występują: Amina, Winiar, Olek, Spalska Dzicz

Jest kilkanaście minut przed godziną zero. Ubrana w czarne spodenki i granatową bokserkę, rozgrzewam się przed wyścigiem. Każdy zawsze mi powtarzał, że przed bieganiem trzeba się dobrze przygotować. Wiem, jak boli naciągnięcie mięśnia. I zakwasy. Dlatego zaraz po wygraniu z Michałem, zaserwuję sobie solidne rozciąganie i gorącą kąpiel.
Spalska Dzicz rozsiadła się wygodnie na barierkach otaczających stadion. Zjawili się nawet sam Andrea i jego szalona córeczka z Puszkiem na ramionach. Śmiać mi się chciało, gdy widziałam przerażoną minę Bartmana, gdy obok niego stanęła. I Andrzeja, który najchętniej uciekłby, gdzie pieprz rosnie.
- Już możesz myśleć o tym, w co się ubierzesz, Mała – Winiarski szczerzy się do mnie bezczelnie.
- Spróbuj szczęścia, Misiu-Pysiu – mruczę w odpowiedzi.
- Tato wiesz co? – odzywa się nagle Olek.
- Co?
- Jak przegrasz, to cię nie będę pocieszał.
- Nawet własny syn… - kręci z niedowierzaniem głową.
Uśmiecham się krzywo, słysząc tę krótką wymianę zdań. Cieszę się, że Młody tak bardzo we mnie wierzy. W zasadzie, to ja też w siebie wierzę. I brat we mnie wierzy.
- Dasz radę, Amina! – drze się Kurek, po czym razem z Wroną rozciągają nad głowami wielki transparent z napisem: „Amina ma wdzięk kobiecy i dziś pokaże Winiarowi plecy”
Kręcę głową i skupiam się na ostatnich chwilach przed startem. Wiem, co trzeba robić. Nie można od razu iść na całość, trzeba dawkować siły. I ja właśnie to potrafię. Zawsze potrafiłam.
- Gotowi? – pyta Igła, stając pomiędzy nami na linii startu i jednocześnie mety. Oboje kiwamy głowami – Na miejsca… START  – wydziera się, a ja wybijam się z bloków.
Michał mnie wyprzedza. To dobrze, nada tempo, które ja z pewnością wytrzymam. Przecież on nie może być aż tak dobry, prawda? A mnie zdarzyło się biegać dłuższe dystanse niż te 400 metrów. Trzymam się blisko za jego plecami mniej więcej do połowy stadionu. Potem postanawiam wziąć sprawy we własne ręce. Nie chcę zwlekać do ostatniej chwili, chcę mu pokazać, że nie ma ze mną żadnych szans. Wyprzedzam go i równym, długim krokiem biegnę w stronę mety. Nie oglądam się za siebie, wiem, że on tam jest. W końcu nie ma go przede mną, co nie?
Przekraczam linię mety, z radości wskakując Krzyśkowi na plecy.
- Mam niewolnika! – drę się, a on zatyka sobie uszy.
- Nagrałeś to? Nagrałeś?! – piszczy Bartman, nie zwracając uwagi na to, co za jego plecami robi panna Anastasi.
- Jak…? Jak ty to zrobiłaś? – dyszy Michał, docierając na metę.
- Stary, masz przed sobą mistrzynię Łódzkiego na 800 metrów. Nie miałeś żadnych szans – uśmiecham się.
- Oszukiwałaś! – gdyby spojrzenie mogło zabijać, już byłabym martwa.
- Był falstart?
- Nie było, ale…
- Skracałam dystans?
- Nie, ale…
- Podkładałam ci haki?
- Nie, ale…
- Popychałam cię?
- Nie, ale…
- Więc cicho, niewolniku. Bo cię wychłostam – szczerzę się, na co dzicz wybucha dzikim śmiechem.
- Sam tego chciałeś stary, większość z nas słyszała – dobija kolegę Możdżonek.

Matko moja, coś długo tu nic nie było.
Ale zrozumcie, że ja walczę o oceny a druga T chyba też :D
pozdrawiamy [T i T] 

5 komentarzy:

  1. No nie źle Michał się załatwił :) Rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Tak powinno być! Każdy mężczyzna powinien być niewolnikiem kobiety. M<ichał jest tam gdzie jego miejsce;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham kocham kocham. Istne szaleństwo. Wariacja. Super opowiadanie. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma to jak spalskie szaleństwo na poprawę humoru. Może po przeczytaniu nie byłam spłakana, ale nie sposób się chociaż nie uśmiechnąć. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj po dzisiejszym ciężkim dniu wreszcie mogę się swobodnie pośmiać :D
    Przepraszam Was, że docieram dopiero dziś. :*
    Najlepsza akcja tego rozdziału to zdecydowanie już po wyścigu, gdy Michał nie mógł uwierzyć, że przegrał :P
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń