Akt XIV

Scena 1
Występują: Ines, Ruciak
      W ośrodku się zmierzcha. Tylko w środku, bo na zewnątrz jest jasne. Godzina 13.45 więc raczej nie może być nocy, prawda? Chłopaki pozasłaniali okna na końcach korytarza. A teraz targają całą zgrzewkę mąki. Coś knują. Kazali tatusiowi się nie martwić. Czyli albo coś zepsuli, albo dopiero zepsują.
       Wchodzę do swojego pokoju i rzucam się na łóżko. Jestem zmęczona i chciałabym iść spać, ale nie mogę, bo chłopaki coś upuszczają centralnie pod moimi drzwiami i się gramolą  z pozbieraniem tego. Do tego przed moimi oczami stoi Żygadło, więc szybko je otwieram i powoli znowu zamykam. Z przedsionka krainy Morfeusza wyrywa mnie wielki huk i krzyk Ruciaka.
   - Weź, ostrożniej, bo zepsujesz dobry mebel.
        To co oni, targają szafę?! Wolę nie wnikać. Siadam na łóżku i próbuję znaleźć szczotkę do włosów, przecież gdzieś tu niedawno leżała. Niestety nie  udaje mi się ta sztuka, więc kładę się z powrotem i próbuję zasnąć. Do moich drzwi nagle ktoś puka, ale jako że już prawie zasypiam, nie mam zamiaru otwierać.
    - Ines – odzywa się słodki głos. – Otwórz, albo wejdziemy ci z drzwiami.
    - Niet. Nein. No. Kategołyczne no! Never.
    - Ale czemu?
    - Może dlatemu, że ci nie ufam? – nakrywam się kołdrą i obracam twarzą do ściany.
             Coś uderza w drzwi. Raz, drugi, trzeci, aż po czwartym zwlekam się z łóżka i otwieram je na oścież. Widzę, że Ruciak szykuje się do szarży, więc odsuwam się na bok, a on wpada z pędem do pokoju i rozpłaszcza na parapecie.
     - Mogłabyś pukać, jak wychodzisz – prycha.
     - Muszę się nauczyć.

                  Odwracam się i zauważam Kubiaczka i Bysiątko, którzy targają po dwa wiadra wody, a za nimi Burka ciągnącego wielki stół. Oni na pewno coś knują. Nie ma innej opcji. I wtedy coś zakrywa mi usta dłonią,  zawiązuje coś na oczach i czuję, jak opada na mnie materiał. Zaczynam się wyrywać, ale nic mi to nie daje. Zostaję uniesiona przez kogoś. Jeśli tego nie przeżyję, powiedzcie tacie, że ma się opiekować Puszkiem I pamiętajcie: nigdy nie obracajcie się tyłem do siatkarzy!

Scena 2
Występują: Amina, Wrona, Włodi, Fabian, Ines, Grzesiek, Porywacze
Siedzę na krześle ze związanymi z tyłu rękami. Obok mnie siedzi jeszcze kilka innych osób. Jedną z nich z pewnością jest panna Anastasi. Skąd to wiem? To proste, otóż takiej wiązanki niecenzuralnych słów w kilku językach nie wymyśliłby żaden siatkarz. Wydaje mi się też, że ci zdrajcy posadzili nas w kółku, bo co jakiś czas czuję, jak jakieś obce paluchy dotykają moich. Tajemniczy ktoś chyba próbuje się uwolnić, nie zwracając uwagi na to, że mnie przy tym drapie.
- Uspokój się – syczę, łapiąc go za ręce.
- Amina? – zszokowany głos Fabiana wywołuje na moich ustach krzywy uśmiech, a mój mały móżdżek zaczyna pracować na podwojonych obrotach.
Jest tu Drzyzga i Ines. Jestem ja, bo Igła, ten parszywy zdrajca… Pożałuje tego, albo ja nie nazywam nie Malwina Nowakowska!
Wydaje mi się też, że po mojej prawej wyczuwam perfumy Wronki. Cała nasza czwórka jest tu po raz pierwszy, więc ci geniusze pewnie chcą nam zrobić coś w rodzaju chrztu.
Prostuję się, marszcząc czoło, gdy czyjeś łapy poprawiają mi opaskę na oczach.
- Znam ten smrodek! – mruczę tak, żeby usłyszał mnie tylko właściciel łap – Braciszku kochany, lepiej mnie nie rozwiązuj, bo źle to się dla ciebie skończy.
- Och! – piszczy tylko i jak najszybciej się odsuwa.
- Czy ktoś mi może powiedzieć, co tu się kurwa dzieje?! – no proszę, jest z nami również kolejny z moich ornitologicznych obiektów obserwacyjnych, pan Bociek.
Ledwie Grzesiek kończy zdanie, słyszę dziwny szum, a potem… Potem jestem już mokra od góry do dołu. Czuję, jak pod przemoczoną chustką tusz do rzęs spływa po moich policzkach, po mojej prawej Andrzej parska i prycha jak koń. A przecież jest ptakiem. Już otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale jakiś dobry człowiek każe mi je zamknąć. W normalnych okolicznościach bym nie posłuchała. Ale to niestety nie są normalne okoliczności.
- Dalej – Rucy! Po kim, jak po kim, ale po nim bym się uczestnictwa w tym cyrku nie spodziewała.
Nim mam czas się zastanowić, co oznaczało to jedno krótkie słowo, coś się na mnie wysypuje. Jakiś proszek. Czuję, jak przykleja się do moich mokrych włosów i do całej reszty mojej mokrej osóbki. Sądząc po dziwnych odgłosach dookoła, innych więźniów spotkało dokładnie to samo.
Po kilku chwilach podejrzanie brzmiącej ciszy ktoś do mnie podchodzi i rozplątuje zakrywającą mi oczy chustkę. Mrugam szybko, żeby pozbyć się wody w rzęs, po czym otwieram oczy. Cała jestem w mące.
- Kurek – syczę, mordując go wzrokiem – A ja tak cię lubiłam!
- Ale to… To ich wina – tłumaczy się – Ja… Ja…
- Czas na pyszne jedzonko – Mój Boże! Ten ton głosu w zacnym trio z cwaną miną i osobowością Bartmana mnie przeraża.
- No kochanie, otwórz pysia – za sobą słyszę cichy głos Ziomala. Kątem oka widzę, jak próbuje włożyć do ust Ines jakąś podejrzanie wyglądającą breję.
- No, maleństwo! Leci samolocik… Aaaaam! – nie chcę wnikać w co bawi się Karollo z Wronką.
- Malwinko, ja cię naprawdę przepraszam – piszczy Kurek – Ale musisz to zjeść. Obiecuję, że jak to zjesz, będziesz mogła wytargać mnie za uszy!
Chcąc nie chcąc parskam śmiechem, a on korzystając z okazji, pakuje mi do ust łyżkę tego ich dziwnego czegoś. Zaczynam wolno przeżuwać, próbując wyczuć, co tam zmiksowali. Czuję miętę, ale nie taką z pasty do zębów. Więc może taką z ogródka? Nutella! Tak, ten smak poznałabym wszędzie. Ogórek? Albo arbuz. A może i to i to? Mielona papryka. Ostra. I pewnie jeszcze kilka innych rzeczy, których nie jestem w stanie wyczuć. Mając nadzieję, że mi ta breja nie zaszkodzi, wolno ją przełykam, na co Kurek cały się rozpromienia. Jego uśmiech jest tak szeroki, że mam wrażenie, iż zaraz złamie mu się szczęka.
- A teraz was rozwiążemy. Pobawicie się w kisielu.
- Nie rozbiorę się, wy popieprzone zboki! – drze się Ines.
- Właśnie! – dołączam się.
- Mamy tu basenik pełen kisielu. Na dnie są monety. Dwójka z was, która nazbiera najwięcej, będzie wolna.
- Amina?
- Jasne, AnDŻeju – uśmiecham się. Z jego szybkimi łapkami mamy wielkie szanse wygrać.
Ines łapie za ucho Fabiana i ciągnie go za sobą. Boćkowi zostaje Włodarczyk. Nasi porywacze ustawiają nas dookoła basenu, tłumacząc, że mamy minutę, po czym dają znak do startu.
- One są przyklejone! – piszczy niepocieszony Wojtek.
- Dobrze, że nie obcięłam pazurków.
- Połamiesz!
- Ale przynajmniej stąd wyjdziemy!- mówię, po czym nie odzywając się już więcej zaczynam odklejać z dna basenu monety.
- STOP! STOP! STOP! – podskakuje Piotrek – Uwaga, podliczanie!
Stoję przyczepiona do ramienia Andrzeja, ciągle mając nadzieję, że nie połamałam paznokci na marne. Niczego nie mogę być pewna, bo Ines i Fabianowi też poszło nieźle.
- I mamy wyniki pierwszej bitwy! Włodi i Grzesiek uzbierali 1 złoty 22 grosze! Miejsce pierwsze i drugie rozdziela jedynie 8 groszy. Zwycięzcy mają 3 złote 69 groszy, przegrani 3 złote 61 groszy – Igła jest w swoim żywiole. Zachowuje się, jakby zapowiadał walkę bokserską – Zwycięzcami zooooostaliiiii…. Amina i Andrzej!
- Wrona, kocham cię! – wskakuję na niego i głośno cmokam w policzek – Spadamy, póki zdania nie zmienili!
- To pa! – drze się Wronka i ciągle trzymając mnie na rękach otwiera drzwi i ucieka.

Scena 3
Występują: Ines, Porywacze, Porwani
       Ja ich pozabijam! Najpierw Burka, potem poznęcam się nad Bartmanem, a na końcu łupnę tego, który to w ogóle wymyślił. Po ucieczce Aminy i Wrony, oni postanowili sprawdzić nasze umiejętności wokalne i w ten oto sposób znowu siedzimy spętani, żebyśmy nie uciekli, a oni pojedynczo wsadzają nas do szafy. Na pierwszy ogień poszedł Bociek, który fałszuje  jakąś piosenkę disco polo.
   - No nie no, zlitujcie się nad moimi uszami! – błagam po raz enty. Niestety, do nich to jakby nie dociera. Po Boćku idzie reszta. Fabian ma nawet ładny głos. Gdy przychodzi moja kolej, Łukasz mnie odwiązuje, bierze na ręce, żebym nie nawiała i wsadza do szafy.
        Nie pomyśleli o jednym. Że ja nie mam zamiaru śpiewać.
   - Ines, czekamy! – odzywa się Winiarski.
   - Nie – siadam po turecku w środku mebla.
            Słłyszę brzęk monet uderzających o drzwi. Nie będę śpiewać, nie ma mowy. W końcu drzwi się otwierają, a ja wstaję. Przede mną znajduje się Łukasz z dość zaciętą miną. Nie rejestruję momentu, w którym mnie podnosi, ale już po chwili puszcza mnie, a ja ląduję w tym brodziku, czy co to tam jest, i jestem  cała w kisielu. O, nie. Tak być nie będzie. Siadam wyciągam rękę  do Żygadły.
     - Dobra, poddaję się. Wsadź mnie z powrotem do tej szafy, to zaśpiewam.
              Tak, jak myślałam, ten tuman, przystojny tuman oczywiście, podaje mi dłoń. I wtedy ja zbieram całe pokłady siły, jakie mam w sobie i ciągnę go do tej brei. Niestety nie przewiduję, że się pośliźnie, co skutkuje tym, że ja znowu leżę, a on podpiera się dłońmi, które znajdują się po obu stronach mojej głowy. Jest niebezpiecznie nisko.
      - To ten… My pójdziemy chrzcić gdzie indziej, co? Mamy jeszcze kilka zadań – mówi Kurek i pośpiesznie wychodzi. Cała reszta też, wynosząc przywiązanych do krzeseł chłopaków.
               Łukasz świdruje mnie wzrokiem. Uśmiecham się  ironicznie. Gdyby nie fakt, że jestem cała w mące i kisielu, mogłabym powiedzieć że to nawet romantyczna chwila. On się pochyla i muska swoimi ustami moje. Już po chwili nasze pocałunki stają się coraz bardziej namiętne. Ale on się opamiętuje, bez słowa wstaje i pomaga mi się wyzbierać z baseniku. Przerzuca mnie przez ramię i idzie tam, gdzie poszła cała reszta tej ekipy, czyli do drugiego pokoju. Próbuję bić go po plecach, ale zdaje się tego nie zauważać.
                 Kiedy zostaję odstawiona na miejsce i złapana z tyłu za ręce, oczywiście przez Żygadłę, jestem świadkiem niezwykle przedziwnej sceny. Mianowicie na stole Włodarczyk tańczy prawie jak w klubie go-go. Mój jęk dobiega do uszu Łukasza, który uśmiecha się triumfująco.
      - Powiedz, że nie będę musiała czegoś takiego robić – mówię błagalnie.
      - Nie, będziesz musiała zrobić coś innego – szczerzy się do mnie.
      - Czy chcę wiedzieć, co?
      - Będziesz musiała zatańczyć na którymś z nas, jak na rurze.
      - CO?! Chyba sobie żartujesz!
                 Ale on nie żartuje. Kątem oka widzę Kurka, który targa jeszcze jakąś reklamówkę. Aż się boję pytać, co w niej jest.
       - Ale możesz sobie wybrać, na którym będziesz tańczyć – na mojej buzi pojawia się uśmieszek, który nie zwiastuje niczego dobrego.

Zdradzę Wam sekret: w ten oto sposób skończył się zapas, więc nie wiem, kiedy coś się doda :D
to mój, jak do tej pory, ulubiony odcinek :D

5 komentarzy:

  1. Ja chyba kolejny rozdział będę miała za ulubiony :D Czekam na taniec na "rurze" :D
    Oj dziewczynki, mam nadzieję, że jednak coś nam dopiszecie :)
    Wiadomo, Winiar gdzieś czyha za rogiem, żeby wybuchnąć zazdrością o Wronę. Obym się doczekała ;) Chrzest pierwsza klasa hahaha
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Chrzest jest obowiązkowy! Nowi nie mogą wejść do grupy tak bez bólu i upokorzeń:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja uwielbiam te dziwaczne rzeczy dziejące się w Spale za waszych rządów :D To taki poprawiacz humoru, dzięki któremu mona się śmiać i śmiać :)
    Oj chłopaki wymyślili genialny chrzest dla tych nowych w Spale :D Ale mimo wszystko chyba wszyscy byli zadowoleni, a na pewno wspomnienia z tej niespodzianki zostaną na lata :D
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ♥
    A chrzest?! Genialne!
    http://pomyslomnieczasem.blogspot.com/ <------ ZAPRASZAM DO SIEBIE :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chcesz zdobyć większą ilość czytelników, ale nie masz ochoty na spamowanie na wszystkich frontach? A może szukasz opowiadań z siatkówką w tle? Wszystkich autorów opowiadań oraz czytelników serdecznie zapraszam do Listy Siatkarskich Opowiadań - najstarszego spisu siatkarskich dzieł.
    Jeżeli interesujesz się opowiadaniami ze skokami narciarskimi w tle lub je po prostu piszesz, nie czekaj - wpadnij do Spisu ze skoczkami narciarskimi! (Obecnie trwa konkurs "Skoczne Opowiadanie Wakacji - zachęcam do głosowania)

    Pozdrawiam i przepraszam za spam.
    E.J.

    OdpowiedzUsuń