Akt XVIII
Scena pierwsza
Występują: Ines, Kurek, Włodi
- Co ty, że tak spytam robisz? – patrzę, jak wielkolud zbiera się z ziemi.
- Szedłem na grzyby.
- I po to przewracasz doniczkę? – kręcę głową. – Polska to dziwny kraj…
- Chodź ze mną, bo ja się zgubię!
- Jak możesz zgubić się w małym lasku?
- A co, jeśli tam będzie ta bestia?! – rozgląda się panicznie wokoło. – I ona zechce mnie zjeść?
- Trzymasz babkę samo zło w lesie?
- Mówiłem o psie!
Mam ochotę przywalić sobie cegłą w twarz. Siatkarz. Dorosły. Dwudziestoparoletni. Ponad dwa metry wzrostu. I boi się panicznie malutkiego yorka? Polska to naprawdę dziwny kraj…
- No chodź, chojrak – ciągnę go za rękę. – Skoro już marnuję czas na rozmowę z tobą, to mogę iść na grzyby.
- A jak nazbieramy trujaków?
- Przecież sam chciałeś – wywracam oczami. – Więc wychodzę z założenia, że się znasz na grzybach.
- No bo Włodi mówił, że jak nie umiem nazbierać grzybów, to jestem dupa a nie siatkarz, no.
- Nic takiego nie mówiłem! – wtrąca się sam zainteresowany. – On mnie źle zrozumiał.
- Tak i boi się iść sam do lasu, bo go zeżre taaaaki wielki york – ironizuję. – Idziesz z nami.
- O nie!
- Albo idziesz z nami, albo zadbam o to, żebyś piłki nie powąchał nawet na treningu – dźgam go palcem w pierś.
- Jesteś straszna – robi smutną minę.
- Jestem Ines.
- Na jedno wychodzi.
- Włodi, grabisz sobie
- Co sobie grabi? Liście? – pyta Kurek, patrząc ze strachem na lasek.
Scena druga
Występują: Amina, Igła, Rucek
Oni znów coś kombinują. Skąd to wiem? A no stąd, że
Kurek z Ines i Włodkiem idą do lasu. A Kurek bez ważnego powodu do spalskiego
lasu by nie wszedł. Przecież tam straszy TEN WIELKI PIES! Żenada…
- Tylko
dlaczego ja nic o tym nie wiem? – pytam samej siebie, sadzając Andersona na
swoim ramieniu.
Zamykam za sobą drzwi i ruszam do kopalni wiedzy,
jaką wśród dziczy jest Krzysio Ignaczak. Pakuję się do niego jak zwykle bez
pukania, głośno zamykając za sobą drzwi. Anderson od razu ląduję na parapecie i
zaczyna przeglądać się w szybie, co chwilę poprawiając piórka i przekręcając
łebkiem. Igłą patrzy na mnie znad laptopa z dzikim uśmieszkiem i wskazuje na wystające
zza drugiego łóżka nogi.
- Rucek przez
ciebie w gatkach się zaplątał.
- Takie duże
je ma? Po babci?
- Spadochrony
– szczerzy się z podłogi Michał.
- Czego dusza
pragnie? – zmienia temat Igła.
- Po co Kurek
z Ines poszli do lasu?
- Po hubę.
- PO CO?!
- Huba to
taki grzyb.
- Wiem co to
jest huba, tylko… Na co mu ta huba? Herbatę se z niej zrobi? Czy nadziewane
mielone?
- Kłos i
Wrona organizują Familiadę. Z tego co się orientuję, my dwoje jesteśmy w
rodzinie Boskich Nielotów. On jest w Wronokopterach.
- Miło, że
ktoś mnie uprzedził w ogóle – mruczę pod nosem.
- Złooo!
Złooo! – drze się nagle papuga.
- Co za zło,
Skarbuś? – podchodzę do okna i przyklejam nos do szyby.
- Co to za
dziwne auto?
- To pojazd
złej wiedźmy – szczerzę się, otwierając okno – Giń, umieraj siło nieczysta!! –
drę się w stronę Babki Samo Zło.
- Amina! –
syczy za mną Ruciak.
- Patrzcie,
dziś sobie praktykantkę przywlokła! Babciu! Bierz ten wehikuł i wracaj do domku
na kurzej nóżce!
- Popatrz
Natalko, ludzie dziczeją na tym odludziu – słyszę z dołu ropuszy głos.
- Natalka?
Powinna się Berta nazywać! – prycham.
- Właśnie tak
ją tu nazywamy – cieszy się Igła – Miałaś właśnie okazję zobaczyć drugą połówkę
Bartosza Ka.
- Matko z
ojcem! Teraz to już się nie dziwię, że on się nawet Bobka boi!
Scena 3
Występują:
Ines, Kurek, Włodi, Mały Demon, Babka Samo Zło.
- Kurek, chodź tu, Burek sobie poszedł!
- No chodź, Bartosz, bo Berta przyjedzie! – krzyczy Włodi.
Wielkolud wychodzi zza drzew, jak potulny baranek. Idziemy dalej, szukając grzybów.
- A na co ci, że tak spytam grzyby? – patrzę na Kurka, który wyraźnie nadal się boi.
- Do Familiady.
- Do czego?
- Będzie Familiada i jesteś w drużynie Wrony.
- Jak miło wiedzieć – ironizuję.
Za nami znowu rozlega się szczekanie. Kurek znowu krzyczy i tym razem wspina się na drzewo. Wojtek bierze pieska na ręce, a ten chyba się cieszy, bo zaczyna go lizać po twarzy.
- Patrzcie, polubił mnie, polubił! – śmieje się uradowany.
- Kurek, złaź! To tyko pies!
- To nie pies, to mały demon! Ale Kuba mówił, że grzyby rosną na drzewie, to od razu poszukam! – krzyczy, trzymając się kurczowo gałęzi.
- Wielki jak brzoza, a głupi jak koza – prycham.
Nagle słychać trzask, krzyk i koło mnie ląduje Bartosz, nadal trzymając gałąź oburącz, a obok leży kawał huby. Kurek chyba nadal nie ogarnia, że właśnie się spierdzielił z drzewa. Ale mając na uwadze, że tatuś za uszkodzenie jednego z lepszych zawodników, mógłby mnie zabić, kucam przy nim.
- W porządku?
- Możemy wracać?
- Ale nic ci nie jest?
- Nie, wracajmy.
Skoro twierdzi, że nic mu nie jest, to muszę iść do doktora Sowy, żeby go przebadał. Wychodzimy na parking. Ja z hubą, Kurek z gałęzią, a Włodarczyk z yorkiem. Chyba znalazł nowego idola. Pośród aut przybyło jedno. Kurek blednie i panicznie rozgląda się wokoło.
- Coś ty taki znerwicowany? – pytam, patrząc, jak zaczyna się trząść.
- N-n-n-n… NATALIA! A obiecałeś, że jak będę dzielny, to nie przyjedzie! – krzyczy i ucieka do ośrodka.
Gdy ja i Wojtek do niego wchodzimy, po stronie mieszkalnej słychać trzask drzwi i odgłosy ich barykadowania.
- Czy chcę wiedzieć? – pytam Wojtka, który postanowił nadać psu imię.
- Jego narzeczona.
Patrzę na niego, jak cielę na malowane wrota. Nie, żeby coś, ale raczej chyba Kurek nie powinien się bać swojej narzeczonej, prawda?
- No, no, no – słyszę za sobą głos tak skrzekliwy, że do żaby się nie umywa. – Ostatnim razem, jak cię widziałam, to łaziłaś za Łukaszem, a teraz za tym smarkaczem?
Oglądam się za siebie i widzę Babkę Samo Zło - babcię Olka i jakąś brzydką jak noc blondynkę obok.
- Przepraszam, ośrodek dla upierdliwych babć, to ulicę dalej.
Nie pamiętam nawet, kiedy ja tu ostatnio coś wrzucałam... Ostatnio dodawała tylko Tyśś :) Postaram się poprawić :P
Korzystając z okazji życzymy Wam zdrowych, radosnych, spędzonych w rodzinnym gronie świąt. No i oczywiście mokrego dyngusa :P
Oczywiście kolejny świetny :)
OdpowiedzUsuńW Twoim blogu jest taki dystans i pośmiać się można.. UWIELBIAAAM Twojego bloga :D
No i zapomniałam wspomnieć.. Wesołych świąt !
UsuńHue hue, taki duży a się narzeczonej boi :D
OdpowiedzUsuńBabcia samo zło jest nieśmiertelna? Nie spieszy jej się czasem do wyboru trumienki? Bo chyba za długo ludziom życie zatruwa. Jeszcze się skumała z damskim Quasimodo i razem chcą straszyć w Spale?
Biedny Bartek, niech go ktoś uratuje.
Familida zapowiada się ciekawie :D Hu-hu-huba :D
Pozdrawiam
Jestem, wreszcie. Przepraszam, że tak długo to trwało. :(
OdpowiedzUsuńRozdział genialny. Nieogarnięty Kurek, zaplątany Rucek i te riposty. Uśmiałam się, ekstra jest :)
Wpadłam na bloga całkiem przypadkiem bo potrzebowałam poczytać czegoś ciekawego, śmiesznego no i sie udało. Nadrobiłam wszystkie rozdziały i jesten strasznie zadowolona i czuje sie nienasycona i czekam na zdecydowanie więcej rozdziałów ktore nan nadzieje pojawia sie w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam W.